Jak zostałam maszynistką...

Tradycje kolejowe - podobnie jak szycie - mam chyba w genach. A dodatkową ich porcję dostałam wraz z nową rodziną. Tak czy siak i ja zostałam maszynistką, Maszyna furczy od rana i coraz lepiej nam wychodzi ta współpraca. Choć stwierdzam także, że człowiek (czyli, że ja!) i ludzkie ręce są jednak niezastąpione. Bo choć chciałoby się, by wszystko szło "tak gładko, tak lekko" to jednak nie wszystko "fraszka, igraszka". Nie wszędzie da się maszyną podjechać, nie zawsze wygląda to tak jakby się chciało, więc palce nadal pokłute od igły. Niemniej - "para buch, pedał w ruch!" Ufff

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz