Wbrew nazwie...

Nadeszła wiekopomna chwila... zrobiłam torebkę z podszewką!!!! Torbę. Torbiszcze co się zowie!
Wyszło przy okazji, że krawiectwo/kaletnictwo to bardzo dosłowne dziedziny życia. Życząc sobie po cichu "połamania igieł", jeszcze o tym nie wiedziałam... Torebka i maszyna potraktowały to bardzo dosłownie...
Wkładałam więc kolejne igły, zmieniałam rozmiary, nici walcząc z pokusą rzucenia pracy w diabły. Zawzięłam się i słusznie! Bo w końcu się udało.














Na wejściu szerokość 42 cm! Większej torby jeszcze nie rozbiłam. A miała być duża, by zmieścił się wewnątrz wielki laptop.
Jak widać, format A4 (a nawet ciut większy) to dla torby pestka!
I portfel. I telefon. No i kosmetyczka. No i notatnik. A, i kubek termiczny...

szyłam więc i szyłam kolejne kieszonki wewnątrzne. Ostatecznie wyszła:
jedna wielka kieszeń zapinana na suwak - z przeznaczeniem na wspomnianego laptopa
dwie mniejsze kieszonki, również na suwak - to na portfel, kosmetyczkę, żel do rąk, klucze...
i jedna jeszcze bez zapięcia, przeznaczona na telefon





.