Kiedyś cierpiałam na chorobę lokomocyjną. Na szczęście w wersji mniej drastycznej. Zawroty głowy i złe samopoczucie, ale bez sensacji żołądkowych. O czytaniu w podróży nie mogło być mowy (na pilota średnio się nadawałam, bo zerknięcie na mapę czasem wystarczyło, by zamienić podróż w koszmar). Z czasem organizm mój wypracował sobie mechanizm zapadania w sen. (nie dość więc, że nie nadawałam się na pomocnika-pilota, to i na kompana nie bardzo :))
Jest lepiej. Zdecydowanie lepiej i chyba sporo zmieniło prawo jazdy i regularne prowadzenie samochodu. A prowadzić lubię. Mistrzem kierownicy bym siebie nie nazwała i wciąż mam wiele rzeczy do wypracowania i opanowania, ale lubię i już!
Projekt i wykonanie:
Bez Podszewki
styczeń 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz